ARCHIWUM SERWISU

Andyjski kobierzec - malarstwo Lecha Kowalczyka

od: do:

Na ilustracji kolorowy obraz autora wystawy, domek a za nim niebieskie góry, dwie postaci kobiece poniżej w kolorowych andyjskich strojach

Do 5 czerwca 2021 roku w galerii "Tyle światów" i na górnym holu Oświęcimskiego Centrum Kultury prezentowana była wystawa malarstwa Lecha Kowalczyka pt. "Andyjski kobierzec".

/ilustracja: „Andyjskie nieszpory”
 olej na płótnie, 148 cm x 160 cm, 2020 r./

Zapraszamy online na finisaż, spotkanie z Lechem Kowalczykiem oraz do obejrzenia wystawy - w kilku odsłonach - z komentarzem autora.

Lech Kowalczyk - rocznik 1954 - studiował na katowickim Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, gdzie w 1978 roku uzyskał dyplom z wyróżnieniem pod kierunkiem prof. T. Grabowskiego (projektowanie graficzne) i prof. R. Nowotarskiego (rysunek i malarstwo).

Artysta maluje, rysuje, zajmuje się grafika warsztatową i wydawniczą. Zdobył wiele nagród za swoje rysunki, za które również został wyróżniony w 4-albumowym wydawnictwie „Contemporary Art Print of the World” wydanym przez International Art Center Kioto w 1989 roku.

Żegluje, wędruje i wspina się, rysując i malując w Tatrach, Alpach, Himalajach, górach Maroka, na Kaukazie i w Andach peruwiańskich.

Jest autorem płaskorzeźb architektonicznych i murali. Wystawiał swoje prace w Katowicach, Tychach, Wrocławiu, Lizbonie, Ljublanie, Rijece, Cleveland, na Biennale Grafiki w Biella (Włochy), na Lahti Poster Biennale 1984-1990.

Za nami realny i metafizyczny zarazem czas przygody, wędrówki przez wyżyny peruwiańskiego Altiplano, odwiedziny w wysokogórskich wioskach Indian Quechua, czy u Indian Aymara na jeziorze Titicaca. Poznawanie historii dawnych władców tych ziem - wojowniczych Inków, wędrówka do dżungli w mistyczne klimaty Machu Picchu, za nami pełen wrażeń tydzień wędrówki w górach Cordillera Blanca. Żegnamy ośnieżone szczyty, wysokie przełęcze z kamiennymi piargami i złocistej wysokogórskiej puny, urok kotlin z łąkami falujących traw ischu, stada guanako, jeziora odbijające w lazurowych taflach jęzory lodowców Santa Cruz. Zniknęły ślady dawnych rolniczych kultur i nasze biwaki pośród prekolumbijskich nekropoli zagubionych w górskich ostępach. Zapisaliśmy w szkicowniku i naszej pamięci kondory w blasku Alpamayo - najpiękniejszej ponoć lodowej góry na Ziemi; kolibry i białe konie; tajemniczy, budzący ze snu, nocny klangor przelatujących gęsi i pełne historii opowieści indiańskiego przewodnika Edgara. W takiej „nie zamkniętej przestrzeni malarskie” myśl plastyczna podąża w stronę nieskończoności. Nie o wierność naturze jej chodzi; nie o najbliższe, wierne naturze obrazowanie czy imitację tej rzeczywistości zabiega. Świadectwem plastycznym ma być otwarta dla umysłu metafora./Lech Kowalczyk/

Andyjski kobierzec
Myśli w obraz zamienianie


Jak długo można nosić w głowie cudowne wspomnienia? Jak długo pamiętamy złe i dobre obrazy? Każdy z nas wie, że myśli nie wyrażone i emocje nie podzielone przynajmniej „na dwoje”, stać się mogą obsesją. Dlaczego więc tylko peruwiańskie Andy zaczęły stawać się takim nie namalowanym przeznaczeniem? Czego brakowało wyniosłym, katastroficznym Himalajom, nepalskiej dżungli, barwnemu Maroku z tajemniczym Atlasem Wysokim, gorącą Saharą? Zaśnieżone Alpy, w sportowym nieco „wydaniu”, też sporą przecież porcję rysunków otrzymały. Kaukaz ze zdziczałymi psami na szczytach śnieżnych gór i ludźmi o gołębich sercach? Sam nie bardzo wiem. Góry to góry! Wszędzie trochę rysowałem, w slumsach Delhi, na himalajskich ścieżynkach oprócz rysowania, także pisałem, zapełniając równoważnikami zdań notesik, z których nie wydane „tomisko książkowe” potem powstało. To wystarczyło, aby tamtym szkicom nie było śpieszno przekształcać się w malowane obrazy. W peruwiańskiej Białej Kordylierze rysowałem i zapiski czyniłem po równo, a tylko te góry, historią na wskroś przeszyte, na każdym kroku epatujące uważnego wędrowca ludzkim nieszczęściem, pięknem zachwycające, domagały się dalszego ciągu.

Wędrując po górskich ścieżynkach, wiele rysowałem, pisałem - długopis, ołówek i notatnik zawsze znajdą miejsce w plecaku wędrowca - jednym słowem rejestrowałem wrażenia w formie emocji na sposób „dziennikarski”. Malarstwo jednak swoje prawa twórcy narzuca, prosi twórcę o odrzucenie zawartej w szkicach zbyt gęstej i rozgadanej epickiej „przestrzeni otwartej”. O umiar i poetycką wzniosłość prosi, o należną poezji syntetyczną „przestrzeń zamkniętą” upomina się. A gdy malarz wciąż rozgadanym pozostaje, obraz „walczy” wtedy z twórcą o zamianę zapisanego w szkicu rozgadania w symboliczny skrót malarski. Metafory domaga się.

Aby ten bój z rysunkami rozpocząć, musiałem poczekać aż zawarta w nich realna treść z czasem „wywietrzeje”, szczegóły odpłyną w niepamięć, aby móc zacząć wzbogacać zamierzony przekaz malarski o nowe plastyczne konteksty i metaforą plastyczną scalać „rozgadane, rozbiegane oczy wędrowca”. Szkice należało zamienić w malarskie obrazy. Miały przestać być przestrzenią realną, widza porwać miały w świat wyobrażony. Przestrzenią obrazową miały stać się. Czy takie są? /Lech Kowalczyk/


Wróć do strony głównej...
Realizacja: HEXADE.COM (Grafik, projektant, webdesigner)