W dniach od 3 do 27 maja 2018 roku (wernisaż 3 maja o godzinie 17:00) w galerii "Tyle światów" Oświęcimskiego Centrum Kultury prezentowana była, w 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę, w ramach projektu A to Polska właśnie, wystawa ilustracji Artura Gołębiowskiego do Trylogii Henryka Sienkiewicza pt. "Ku pokrzepieniu serc".
Artur Gołębiowski - rocznik 1961 - wybitny polski artysta, jeden z kontynuatorów znanej w świecie "polskiej szkoły ilustracji" - w 1987 roku ukończył studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie uzyskując dyplomy w pracowni książki i ilustracji prof. Janusza Stannego i w pracowni malarstwa prof. Teresy Pągowskiej.
Artur Gołębiowski stworzył ilustracje do około 100 książek dla dzieci i młodzieży. Ilustrował bajki, książki popularno-naukowe, fantastykę, klasykę literatury polskiej i światowej. Współpracował z pismami dla dzieci i młodzieży: "Miś", "Świerszczyk", "Płomyczek", "Pentliczek", "Ciuchcia", czasopismami: "Zwierciadło", "Pani domu", "National Geographic".
Zajmuje się również malarstwem i współpracuje z agencjami reklamowymi w Warszawie. Brał udział w licznych wystawach w Polsce i za granicą.
Jest laureatem wielu nagród i wyróżnień, m.in. w 1988 roku był nominowany do nagrody młodych twórców im. Stanisława Wyspiańskiego za pracę dyplomową - ilustracje do "Ogniem i mieczem" Henryka Sienkiewicza, a w 1994 roku otrzymał Nagrodę Główną w ogólnopolskim konkursie malarskim "50 lat Powstania Warszawskiego".
Artur Gołębiowski
Zapomniany brudnopis - skrócona historia pewnych rysunków
"Stałym
zajęciem mojego przyjaciela Darka Płechy i moim w piątej i szóstej
klasie szkoły podstawowej było rysowanie podczas co nudniejszych lekcji.
Wpływ radykalnie pilnującego porządku też był istotny dla naszych
dokonań artystycznych. Tematami były głównie wojny - te z "Czterech
pancernych i psa", te z "Pana Wołodyjowskiego" no i walki lotników z "Dywizjonu 303" z "Bitwy o Anglię". Te filmowe motywacje ustały, gdy
odkryliśmy w połowie szóstej klasy klasyków polskiego malarstwa.
Oczywiście Matejko był wszechobecny - czyli niezauważalny. Dopiero nasze
odkrycie Kossaków i Józefa Brandta pozwoliło nam, świeżym okiem
szóstoklasistów, spojrzeć na Jana Matejkę i Michała Bylinę. Zaczęliśmy
analizować uzbrojenie, czytać o tych artystach i ich inspiracjach,
poznawać historię od strony zbroi, broni i stroju. Trochę chaotycznie,
ale zawsze. W końcu najważniejszym autorytetem była Jan Matejko. O
historiozofii nie mieliśmy zielonego pojęcia... Hmm...
Tak, mając w
uszach świst szlacheckich, tatarskich i kozackich szabel, szum wiatru w
końskich grzywach, wśród chrzęstu średniowiecznych zbroi, inspirowani
lotem skrzydeł husarii, wchodząc w dorosłość w siódmej klasie,
uznaliśmy, że trzeba pokazać prawdziwy obraz bitwy pod Grunwaldem.
Rozpoczęliśmy pracę, której efektem były ogromne ilości rysunków i
szkiców koncepcyjnych, wykonanych na lekcjach. Prace zostały brutalnie
przerwane po pierwszej wywiadówce.
To wspomnienie i studia w
Pracowni ilustracji książkowej prof. Janusza Stannego wpłynęły na
decyzję tematu pracy dyplomowej - wykonania ilustracji do trylogii H.
Sienkiewicza. Podjąłem się namalowania 10 obrazów, według kanonu Szkoły
Monachijskiej, i wykonania serii ilustracji. No i jak to bywa - pycha
kroczy przed upadkiem...
NAMALOWANIE w ciągu roku akademickiego
10 obrazów batalistycznych i wykonanie 48 ilustracji przekroczyło moje
wyobrażenia o trudności takiej pracy. Efekt - dwója - niedopuszczenie do
egzaminu magisterskiego.
Dostałem poprawkę. Sześć miesięcy na zrealizowanie prac dyplomowych.
Dzięki
sugestiom prof. Stannego, ilustracje zostały ograniczone do "Ogniem i
mieczem", miały być wykonane ołówkiem. Grzecznie chodząc na konsultacje
do profesora, zrobiłem 12 ilustracji i serię szkiców jako ilustracje
drobne. Profesor zdecydował, że praca jest na tyle dobra, że trzeba ją
zdokumentować. Dostałem 5 z informacją, że gdyby nie poprawka, dostałbym
wyróżnienie, a tak... No, takie skutki...
Zostały wykonane
zdjęcia. Była to kolejna szczęśliwa decyzja Profesora w moim życiu,
ponieważ tuż po studiach podróżowałem pociągiem z tymi pracami z Łodzi
do
Warszawy. Zasnąłem. Po obudzeniu zbieram swoje bagaże, aby wysiąść... NIE MA ILUSTRACJI. Ktoś ukradł mi rysunki.
Prośby
w prasie o zwrot nie przyniosły, oczywiście, efektu. Z jednej strony -
rozpacz! - z drugiej - duma! Prace mogłem odtworzyć dzięki istniejącym
fotografiom, i w takiej formie pokazałem je w redakcji graficznej
wydawnictwa "Nasza Księgarnia". Tam, pan Zbigniew Rychlicki uznał, że są
na tyle dobre, aby wystartować w konkursie o ministerialną nagrodę dla
młodych twórców im. Stanisława Wyspiańskiego. Było blisko. Według pana
Rychlickiego znalazłem się na drugim miejscu, za panem Andrzejem
Pągowskim.
Po upływie kolejnego roku wydawnictwo Ludowa
Spółdzielnia Wydawnicza zaproponowało wydanie całej trylogii według
mojej pracy dyplomowej.
Tak powstała obecna wystawa. Jej burzliwe losy nawiązują do burzliwych losów bohaterów Trylogii."
***