22 września 2014 roku w Oświęcimskim Centrum Kultury został zaprezentowany spektakl w reżyserii Macieja Wojtyszko, w wykonaniu Anny Seniuk i Grzegorza Małeckiego, pt. "Obietnica poranka".
"Obietnica poranka"
to historia nadopiekuńczej miłości, napisana z delikatnością, ciepłem i
subtelną ironią. Subtelna opowieść o kobiecie wielkiego serca i
niezwykłych przymiotów charakteru, chociaż niepozbawionej wad i
śmiesznostek, zdecydowanej zrobić wszystko, aby osiągnąć cel jaki sobie
postawiła w życiu. Jej syn będzie kiedyś wielkim bohaterem, generałem,
wspaniałym francuskim pisarzem i ambasadorem Francji. Dla niego ona była
wszystkim co miał - jego największym skarbem, ale też i przekleństwem.
Przez całe swoje życie będzie się starał sprostać jej marzeniom,
zrealizować plany jakie przed nim nakreśliła, zdążyć przed jej śmiercią,
aby zobaczyła, że życie, które mu poświęciła nie poszło na marne...
Spektakl został przygotowany z okazji jubileuszu 45-lecia pracy artystycznej Anny Seniuk, która zagrała w nim ze swoim... synem.
tekst: Romain Gary
przekład: Jerzy Pański
adaptacja: Ewa i Maciej Wojtyszko
reżyseria: Maciej Wojtyszko
muzyka: Irina Błochina
scenografia: Urszula Bartos-Gęsikowska
obsada: Anna Seniuk i Grzegorz Małecki
premiera: 19 czerwca 2013
„Obietnica poranka”, czyli hołd dla matki
Matka i syn. Mają
tylko siebie. I świat, niezbyt przyjazny, zwłaszcza że matka chce, by
jej jedynak osiągnął wyżyny. By zachwycił świat; przecież jest
utalentowany, może być wybitnym skrzypkiem, śpiewakiem, pisarzem,
dyplomatą, wojskowym... Może, a nawet powinien, wszak to jej syn. Syn,
dla którego tyle ponosi poświeceń, któremu stara się przychylić nieba, a
zwłaszcza ziemi, po której przychodzi im stąpać najpierw w Rosji, potem
w Warszawie, wreszcie na emigracji. Ale przede wszystkim pragnie, by
Syn został Kimś. Która matka nie pragnie...?
Pewnie nie jest
łatwo być synem matki tak kochającej, przepełnionej takimi ambicjami,
pragnieniami. Codziennie stawiającej przed dorastającym chłopakiem
niebotyczne wyzwania. Z czasem jednak okaże się, że matczyne uporczywe
oczekiwania, choć pewnie przez lata były dla chłopaka przekleństwem
pobudziły jego aspiracje, że zechciał i potrafił sprostać ambicjom
matki...
Romain Gary - urodzony w Rosji, by ostatecznie znaleźć
się z matką we Francji. W swej powieści „Obietnica poranka” w znacznej
mierze odwołał się do własnego losu. On trafił w czasie wojny do
lotnictwa, po niej był konsulem francuskim, został pisarzem. Dostał
Nagrodę Goncourtów. Jego książka to hołd matce, to czarowna pełna
smutku, ale i humoru, także autoironii opowieść o niesamowitym związku
matki i syna, którzy mają tylko siebie. Związku - dziś powiedzielibyśmy –
toksycznym, skoro ona tak nadopiekuńcza, zaborcza, tak wręcz szalona,
gdy wymyśli, by syn udał się do Berlina i zapewnił sobie miejsce w
historii zabójstwem Hitlera. A jednak stojące za tym miłość i wiara w
syna dadzą piękny efekt.
Cudowna powieść i taki jest też
spektakl, który wyreżyserował współautor adaptacji Maciej Wojtyszko. A
grają Anna Seniuk i Grzegorz Małecki. Matka i syn. Wielka aktorka i
utalentowany syn, który poszedł w jej ślady. Raptem godzina, a skupia w
sobie cały kosmos świata. Bo cóż może być więcej, niż macierzyńska
miłość, gdy przychodzi się jej mierzyć z Losem. Raptem dwoje aktorów, a
zarazem teatr to ogromny. Bez wielkich dekoracji, bo i tak
najwspanialsze nie zastąpią aktorskiej prawdy. To ona niesie opowieść. A
w „Obietnicy poranka” jest wszystko: przejmująca historia, szczypta
smutku, garść humoru, zaduma i przesłanie.
Tak, poruszająca i
pouczająca historia. Pewnie i w naszym czasie - wyścigu szczurów,
zdarzyć by się mogła, i pewnie się zdarza, wszak matki zapatrzone w
swych jedynaków, zwłaszcza, gdy samotnie walczą o ich przyszłość, są w
dzieje świata wpisane na zawsze.
Spektakl „Obietnica poranka”,
który widziałem, kończyła natychmiastowa owacja na stojąco. Pewnie był w
tym geście widzów i element podziękowania wybitnej i jakże lubianej
aktorce za całokształt dokonań, ale ponad wszelką wątpliwość było w tym
uznanie za tak prawdziwe, nie gwiazdorskie, pełne ciepła i emocjonalnej
prawdy zagranie owej matki. Bez jednego zbędnego gestu, bez taniego
sentymentalizmu, ot naturalnie, a jednocześnie z siłą poruszającą widza.
Zagranie tak naturalne, jak pocałunek, który – gdy myśmy bili brawo –
złożył Grzegorz Małecki, sam dowodzący, że niedaleko pada jabłko od
jabłoni, na dłoni swej mamy Anny Seniuk.
Wacław Krupiński